Zdrowie

Jest całkowicie zakazana w Danii. Polacy biorą ją jak cukierki

Ashwagandha cieszy się ogromną popularnością jako naturalny sposób na stres i zmęczenie. Znana z medycyny ajurwedyjskiej, dostępna bez recepty, reklamowana jako „łagodny adaptogen”. Ale nie dla każdego i nie zawsze. Najnowsze ostrzeżenia europejskich instytucji pokazują, że ten ziołowy środek wcale nie jest tak nieszkodliwy, jak mogłoby się wydawać.

Popularny suplement może być szkodliwy

W Polsce ashwagandha dostępna jest niemal wszędzie – w aptekach, drogeriach, sklepach internetowych i ze zdrową żywnością. Traktowana często jako naturalna alternatywa dla leków uspokajających, wspomagających sen lub regulujących poziom kortyzolu.

Ale nie wszędzie podejście jest tak beztroskie. W Danii sprzedaż ashwagandhy została całkowicie zakazana, a w Niemczech Federalny Instytut Oceny Ryzyka (BfR) opublikował w 2024 roku raport, który wyraźnie ostrzega przed możliwymi działaniami niepożądanymi tej rośliny, zwłaszcza gdy stosowana jest bez kontroli lub przez osoby z grup ryzyka.

Co zawiera raport BfR? Lista potencjalnych skutków ubocznych

Według raportu BfR z września 2024 roku, zgłoszono szereg przypadków poważnych reakcji zdrowotnych po przyjmowaniu suplementów zawierających ashwagandhę, w tym:

Instytut zaznacza, że skutki uboczne mogą pojawić się również u osób zdrowych, ale największe ryzyko dotyczy osób z zaburzeniami wątroby, stosujących leki immunosupresyjne, nasercowe lub psychotropowe.

Dlaczego to nie jest „tylko roślina”?

Ashwagandha, czyli Withania somnifera, działa m.in. na układ nerwowy, hormonalny i odpornościowy. Dlatego jej wpływ na organizm nie kończy się na „poprawie samopoczucia”.

  • Może wpływać na hormony tarczycy, zwiększając poziom T3 i T4.

  • Może obniżać ciśnienie krwi – co może być niebezpieczne przy niektórych lekach.

  • Może mieć działanie immunomodulujące, co nie jest wskazane dla osób z chorobami autoimmunologicznymi.

W skrócie: działa, ale nie neutralnie. A to oznacza, że wymaga świadomego i ostrożnego stosowania.

Ashwagandha przez wiele osób postrzegana jest jako bezpieczny, naturalny sposób na złagodzenie stresu, poprawę snu czy koncentracji. To, że pochodzi z rośliny i od wieków stosowana była w tradycyjnej medycynie ajurwedyjskiej, sprawia, że wielu konsumentów podchodzi do niej z dużym zaufaniem — często większym niż do leków syntetycznych. Jednak roślinne pochodzenie nie oznacza braku działania. Przeciwnie: skoro suplement „działa”, to tym bardziej może nieść za sobą także skutki uboczne, szczególnie wtedy, gdy jest przyjmowany bez refleksji, zbyt długo, w zbyt wysokich dawkach albo w połączeniu z innymi substancjami, o których producent nie wspomina, a organizm — nie zapomina.

Dlatego warto podchodzić do takich preparatów z uważnością. Nie na zasadzie lęku, ale świadomego wyboru. To, co działa na jedną osobę kojąco, dla innej może okazać się obciążeniem. Nie chodzi o to, by całkowicie rezygnować z ashwagandhy, ale by wiedzieć, że nie jest ona magicznym środkiem na wszystkie bolączki współczesnego życia. Jeżeli zmagasz się z przewlekłym stresem, bezsennością, stanami lękowymi czy spadkami energii — tym bardziej zasługujesz na pomoc, która będzie dobrana do Ciebie indywidualnie, bezpiecznie i z pełnym zrozumieniem tego, co dzieje się w Twoim ciele i psychice.

Ashwagandha może być jednym z elementów wsparcia — ale nie powinna być traktowana jako uniwersalne rozwiązanie. Bo każde ciało reaguje inaczej, a to, co „naturalne”, nie zawsze jest obojętne. Warto o tym pamiętać — zanim zaufasz reklamie, etykiecie lub opinii w Internecie. Czasem więcej siły daje pytanie: „czy to mi służy?”, niż szybka decyzja, że „skoro wszyscy biorą, to ja też”.