Kolor, który miał rozświetlać i dodawać energii, w nadmiarze może robić coś zupełnie odwrotnego. Choć wiele osób uważa go za ciepły i przyjazny, specjaliści od psychologii kolorów coraz częściej ostrzegają: może drażnić, męczyć i wywoływać podświadomą irytację. A co ciekawe – w Polsce to jeden z najczęściej wybieranych kolorów do kuchni, przedpokoju i salonu.
Kolor, który męczy?
Wybór koloru ścian to zwykle decyzja podejmowana „na oko” – kierujemy się gustem, modą, czasem poradą sprzedawcy. Ale mało kto zastanawia się, jak dany kolor może wpływać na nastrój domowników w dłuższej perspektywie. Bo o ile wizualne wrażenie jest ważne, o tyle emocjonalna reakcja na kolor potrafi działać bardzo podprogowo.
Kolor, który wzbudza dziś kontrowersje wśród psychologów i architektów wnętrz, to… intensywny żółty. Ten sam, który często ma symbolizować słońce, optymizm, energię. Ale też – niestety – rozkojarzenie, napięcie i nawet agresję.
Dlaczego ten kolor może nas drażnić?
Choć wydaje się ciepły i pozytywny, żółty to kolor o bardzo silnym działaniu stymulującym. Działa na nasz układ nerwowy jak sygnał ostrzegawczy – pobudza, przyciąga uwagę, aktywuje mózg. I o ile w niewielkich ilościach potrafi poprawić nastrój, to gdy dominuje w przestrzeni, efekt może być odwrotny.
Zbyt dużo żółtego w pomieszczeniu, zwłaszcza w intensywnych, jaskrawych tonacjach, może prowadzić do: – poczucia chaosu,
– rozdrażnienia,
– trudności z koncentracją,
– podświadomego napięcia.
Badania pokazują, że noworodki umieszczone w pomieszczeniach pomalowanych na żółto płakały częściej niż te w pokojach w innych kolorach. Podobne obserwacje pojawiają się wśród dorosłych – długie przebywanie w intensywnie żółtym wnętrzu może wywoływać uczucie niepokoju, nawet jeśli nie jesteśmy w stanie nazwać, co dokładnie nam przeszkadza.
Jeszcze do niedawna żółte ściany były absolutnym hitem w polskich domach i mieszkaniach. Szczególnie w kuchniach, salonach i korytarzach. Kojarzyły się z przytulnością, światłem, domowym ciepłem. W wielu przypadkach wybierane były z myślą o rozjaśnieniu ciemniejszych pomieszczeń lub ociepleniu wnętrz w stylu lat 90. i wczesnych 2000.
Problem w tym, że odcienie, które trafiały na ściany, często były zbyt intensywne, zbyt „cytrynowe” albo wręcz fluorescencyjne. I to właśnie one, zamiast uspokajać, zaczęły przytłaczać.
Jak sobie z tym poradzić?
To nie znaczy, że żółty musi całkiem zniknąć z wnętrz. Wręcz przeciwnie – używany z wyczuciem potrafi dodać pomieszczeniu życia i lekkości. Kluczem jest umiar i tonacja. Zamiast jaskrawych cytrynowych ścian, lepiej postawić na ciepłe pastele, stonowane beże z nutą miodu albo złamany żółty w dodatkach – poduszki, zasłony, obrazy.
Warto też zadbać o to, by kolor nie był dominującym tłem dla całego mieszkania. Dobrze sprawdza się jako akcent – ale w połączeniu z neutralnymi barwami, które łagodzą jego intensywność.
Choć żółty przez lata uchodził za jeden z najbardziej przyjaznych kolorów ścian, dziś coraz częściej mówi się o jego „ciemniejszej stronie”. Nie każdy potrafi go udźwignąć na co dzień – zwłaszcza w intensywnej formie. Jeśli więc od dawna czujesz się niespokojnie w swoim wnętrzu, drażnią Cię drobiazgi, a nie wiesz czemu – być może czas spojrzeć… na ściany.
Czasem najmniej oczywisty element w mieszkaniu ma największy wpływ na nasz nastrój.
A kolor, który miał dawać energię, zaczyna ją po cichu odbierać.